Jesteś tutaj
Strona główna > ludzie >

Jedliczanin z żelaza

Dla niektórych biegaczy z Jedlicza dystans maratonu to za mało. Klepanie asfaltu to tortury, dla niektórych prawdziwe wyzwanie zaczyna się w górach, gdzieś po przekroczeniu 70-kilometra. W pobliskich Bieszczadach trwa właśnie święto ludzi ultra. Odbywa się tam III Festiwal Biegu Rzeźnika. Jednym ze sztandarowych wydarzeń tej imprezy jest legendarny Bieg Rzeźnika rozgrywany na dystansie 80 km. Po biegu tym właśnie odpoczywa Dariusz Pasterczyk jeden z jedlickich ultrasów. Postanowiliśmy odwiedzić Pana Darka.

Redakcja: Dariusz jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Dariusz: Ze sportem jestem związany praktycznie od dziecka. Najpierw popularna zabawa w latach 80 w podchody, która kończyła się ściganiem dookoła naszej rafinerii . Potem  w szkole podstawowej i średniej trenowałem  narciarstwo biegowe, a później biathlon . Po tym okresie miałem trzy lub cztery lata przerwy, ale czegoś mi brakowało i zacząłem biegać amatorsko biegi narciarskie i uliczne.

R.: Kiedy poczułeś, że jesteś długodystansowcem?

D.: Zaczynając bieganie na nogach startowałem na dystansie około 10-15 km . W tym czasie na mapie Polski  było mało biegów ulicznych. W miarę upływu czasu wraz z rozwojem tej formy rekreacji potrzebowałem coraz większych wyzwań i emocji. Pierwszy maraton przebiegłem w 2004 roku w Dębnie i do teraz przebiegłem już ponad 40 maratonów. W tym 7 maratonów komandosa w pełnym umundurowaniu z 10 kilowym plecakiem. Na mojej liście są też 3 maratony w Nowym Yorku, 2 Frankfurt n/Menem, 2 Bratysława. Ale najważniejsze dla mnie są trzy maratony przebiegnięte od jesieni ubiegłego roku  z 18 letnią córka Paulą.  Nie mam jeszcze policzonych maratonów narciarskich, ale łącznie z Biegiem Piastów będzie ich kilkanaście.

R.: Oprócz maratonów startujesz w innych imprezach extremalnych, czy  maraton to dla Ciebie za mało?

D.: Mając już kilka maratonów zaliczonych zaczęły mnie intrygować nowe wyzwania. Zacząłem biegać extremalne rajdy przygodowe, które biegło się na orientację z mapą w ręce a na trasie było mnóstwo zadań i odcinków specjalnych. Organizatorzy takich rajdów  dbają  o to żeby nie być na nich za długo suchym i niektóre zadania są do wykonania w wodzie, co przy jesiennych temperaturach nie jest frajdą. Były to rajdy, które trwały po kilkanaście godzin. Największą satysfakcję sprawił mi rajd na 100 km (rower, kajaki, bieg + zadania specjalne ) gdzie organizatorzy przeliczyli się ze skala trudności , a ja wraz z Wiktorem Urbanem zajęliśmy 5 miejsce, które było ostatnim w limicie czasu. Reszta drużyn a było ich jeszcze 15  już po zmroku wracała z trasy.

R.: Dlaczego biegasz w Rzeźniku? Który to już raz?

D.: Jest to mój szósty start w biegu rzeźnika. Pierwszy rzeźnik odbył się w 2004 roku. Ja przeczytałem relację dopiero po rozegraniu tego biegu. Wcześniej nie było o nim żadnej informacji. Po zapoznaniu się z artykułem postanowiłem, że muszę to przebiec tym bardziej, że podobnie jak organizator w czasach szkolnych przeszedłem ten szlak z dwoma kolegami z podstawówki w trzy dni i była to moja pierwsza przygoda z turystyką górską. W trakcie II edycji biegu nie było takiego festiwalu jak teraz. Wszyscy uczestnicy a było nas około 50 spaliśmy na korytarzu w szkole podstawowej w Komańczy. Można powiedzieć, że z każdym biegaczem się porozmawiało.  W tym biegu startowałem w parze (tak stanowi formuła biegu) z Wiktorem Urbanem kolegą ze szkoły średniej pochodzącym z Warzyc  a w tym czasie mieszkającym w Moderówce. Zajęliśmy wtedy 7 miejsce z czasem 13 godzin 48 minut i był to mój najlepszy wynik w dotychczasowych startach w tej imprezie. Drugi raz pobiegłem w 2009 roku z Jedliczaninem Piotrkiem Bilem, z którym w latach szkolnych biegaliśmy w biathlonie. Nasz czas wtedy wyniósł 14.22. Kolejne lata kibicowałem biegającym jeżdżąc rowerem w najciekawsze miejsca biegu. W 2014 roku niecałe dwa tygodnie przed biegiem zadzwonił do mnie kolega z Katowic Krzysztof Pysiewicz( ps. Diabeł) z pytaniem czy raczej informacją, że jego partner z drużyny się wyłamał  i muszę z nim wystartować. Tak zaliczyłem trzecią edycję. Czwarta  i piąta miała taki sam scenariusz, nie planowałem startu, telefon od Diabła „musisz ze mną wystartować „.  Na szóstą powiedziałem Diabłowi, żeby już od początku zgłosił nas obu do biegu i tak też po raz czwarty wystartowaliśmy wspólnie dobiegając w czasie 15.37. Dla Diabła był to 10 start w tej imprezie. Jest prawdziwym weteranem Rzeźnika.

R.: Skąd bierzesz motywacje podczas biegu?

D.: Bieganie takich dystansów to „rzeźnia dla organizmu” nie wiem skąd się bierze u mnie motywacja . W moim przypadku jak i chyba  wielu ultrasów jest to część życia której nie potrafię scharakteryzować.  Ten bieg był porównywalny jak każdy inny. W tak długich i ciężkich biegach można przeżyć wiele nastrojów organizmu. Jak coś zaczyna boleć  trzeba sobie to jakoś tłumaczyć. Paznokcie odrastają po około trzech miesiącach, odciski goją się po dwóch tygodniach. Można się przyzwyczaić.

R.: Jak wyglądał Twój trening przed biegiem?

D.: Przed jakimikolwiek biegiem  nie prowadzę zaplanowanych treningów. Staram się żyć aktywnie. Ze względu na  masę wolę  jeździć rowerem. Nie przykładam wagi do przygotowania specjalistycznego do poszczególnych biegów. Wynika to z takiego doświadczenia, że kilka lat temu  przygotowywałem  się do biegu sylwestrowego w Gorlicach i po miesięcznym treningu dwa dni przed startem skręciłem obie nogi i cała zima o kulach.

W żadnym ze startów rzeźnickich nie było jakiś zauważalnych dysproporcji między mną a kolega z drużyny. Poza tym taki dystans uczy dyscypliny. Nigdy nie wiadomo kiedy i komu zabraknie  prądu.

R.: Jakie są Twoje największe osiągnięcia? Jaki najdłuższy dystans pokonałeś?

D.: Jest to moje hobby. Przy mojej wadze  98 kg sukcesem jest dla mnie udział w takich imprezach i możliwość kolejnych startów. Największym osiągnięciem było dla mnie ukończenie dystansu Iron Man w Idaho ( USA) w czerwcu 2007 z czasem 12 godzin 10 minut i miesiąc później w Słowackiej Nitrze w czasie 11 godzin 58 minut.  Najdłuższym biegowym dystansem, jaki do tej pory ukończyłem to Rzeźnik. Najszybszy maraton Nowy York 2005 rok 3 godziny 29 minut. No i oczywiście najdłuższy w Polsce bieg narciarski Ultrabiel na dystansie 60 km, w którym również biegła moja córka Paula

R.: Właśnie!  Jesteś jedynym jedliczaninem, który pokonał słynny Triathlon Iron Man. Możesz coś o tym opowiedzieć?

D.: Zawody Ironman uważane są za najbardziej prestiżowe zawody triatlonowe na świecie. Wyścigi organizowane są na dystansie  4 km (2,4 mil) pływanie, 180 km (112 mil) jazda na rowerze i 42,195 km (maraton, 26,2 mil) bieg. Pierwszym Jedliczaninem w IRON MAN był mój brat Piotr, który w 1992 roku mając 20 lat  wyemigrował do USA i jako że posiada obywatelstwo amerykańskie na listach figuruje, jako obywatel Stanów Zjednoczonych. To przy jego pomocy udało mi się logistycznie zorganizować wyjazd i start. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest zejście z roweru po 180 km pedałowania i przejście do regularnego biegu maratońskiego.

R.: Co Dariusz Pasterczyk robi, gdy nie biega?

D.: W wolnym czasie lubię chodzić po lesie i odkrywać nowe nieprzetarte szlaki. Moją pasją są grzyby jak i owoce dziko rosnące.

R.: Jakie plany startowe na najbliższy czas?

D.: Nie mam konkretnych planów startowych. Najbliższym ultra gdzie planuje wystartować jest Ultramaraton Magurski (Krempna)  w sierpniu. W międzyczasie może jakiś maraton. Jest teraz tyle ciekawych imprez biegowych, że z dnia na dzień coś może przyjść do głowy. Polecam nowy ultra maraton Jaga-Kora, którego trasa przebiega przez źródliska naszej Jasiołki.

R.: Może chce Pan kogoś pozdrowić na łamach naszego portalu?

D.: Szczególne pozdrowienia kieruję do mamy Janiny, życząc jej szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam również czytelników portalu oraz wszystkich obecnych i przyszłych ultrasów jak i każdego, kto podejmuje jakiekolwiek wyzwania.

Panu Dariuszowi serdecznie gratulujemy, formy i sukcesów sportowych. Życzymy zdrowia oraz by zawsze starty kończyły się osiągnięciem upragnionej mety. Będziemy śledzić Pańską karierę i z przyjemnością poinformujemy naszych czytelników o kolejnych wyczynach.

Wśród mieszkańców naszej gminy Bieg Rzeźnika w 2016 r. ukończył również Paweł Duda. Kolejnym śmiałkiem, który zmierzył się z tym wyzwaniem w roku 2015, był Arkadiusz Michalski z Dobieszyna. Arek pokonał trasę w czasie  11 h 47 min 35 s. Swą przygodę na Rzeźnickich szlakach przeżył  też Robert Gleń. Na ultra dystansie pierwsze koty za płoty ma również Sławomir Prętnik, który w tym roku planuje przebiec Łemkowyne Ultra Trail na dystansie 150-kilometrów.

Z Panem Darkiem rozmawiał: pd

foto z archiwum Pana Dariusza

 

 

 

 

Top