Anioły i Demony na Bukowinie. Rowerem na pograniczu kultur ludzie by jerzy Duda - 3 listopada 20185 listopada 20181 J.D. – Anioły i Demony na Bukowinie. Rowerem na pograniczu kultur – to książka autorstwa Andrzeja Paradysza, która powstała niedawno. Nie jest to typowa lektura podróżnicza. Zwracając uwagę na tytuł – „Anioły i Demony” – jest to przewodnik po duszy. Autor postanowił wybrać się w samotną podróż na dwóch kółkach do Rumunii. Jest to ciekawy kraj, który wcześniej był niechętnie odwiedzany, czy to myślenie się zmieniło? A.P. – Tendencja wśród Polaków się zmienia. Z jednej strony boimy się Rumunii i myślimy, że jest to państwo barbarzyńskie pełne Cyganów (swoją drogą stanowią oni jedynie ok. 2.5% ludności), a z drugiej strony, wśród młodych ludzi pojawia się swego rodzaju moda, żeby odwiedzać ten kraj i podziwiać niespotykane gdzie indziej piękno przyrody, a przy tym eksplorować liczne i często jeszcze dzikie pasma górskie. Oprócz tego niesamowite wrażenie robi panująca tam aura prawosławnej mistyki. J.D. – Konstatując Twoją myśl – można powiedzieć, że zmienia się myślenie na temat Rumunii, ale musi być to spowodowane własnym przeżyciem i doświadczeniem. Musi tam ktoś pojechać i zobaczyć na własne oczy. Skąd w ogóle u Ciebie taki pomysł – wyjazdu do Rumunii? Dlaczego akurat tam? A.P. – W 2015 roku odbyłem podróż w góry Rodniańskie i wówczas zakochałem się w tym kraju i panującym w nim klimacie. Nie miałem złudzeń, że kiedyś tam wrócę. Natomiast ta podróż, którą opisałem w książce nie była do końca zaplanowana, ani przemyślana – była spontaniczna. J.D. – Z książki wynika, że podróż chciałeś poprowadzić głębiej aż po tzw. trasę Transfogaraską? A.P. – Tak, tam chciałem dojechać, jednak moja podróż skupiła się na Bukowinie, czyli karpackiej krainie położonej pomiędzy Ukrainą a Rumunią, która powstała za czasów Habsburgów i stała się miejscem wielokulturowym, wielojęzycznym i wielowyznaniowym. Między innymi właśnie ten fakt sprawił, że w tej książce spotkały się moje dotychczasowe zainteresowania humanistyką, a szczególnie antropologią współczesności i kulturoznawstwem. J.D. – Do dziś wspominam trasę tzw. Transalpinę. To kultowa droga, szczególnie dla motocyklistów. Pamiętam, gdy przejeżdżaliśmy tam autem, towarzysze podróży wychodzili z samochodu i obserwowali jak w czasie jazdy połowa prawego koła wisiała nad przepaścią. Widok ten mroził krew w żyłach. Później z roku na rok sytuacja się poprawiała aż wreszcie z zamkniętymi oczami można było przejeżdżać. Powróćmy jednak do tytułowej Bukowiny. Znajduje się tam kilka miejscowości zamieszkałych przez Polaków. min. Plesza. A.P. – Zgadza się. Plesza to górska wioska, gdzie mieszka obecnie ok 150 Polaków, którzy są niezwykle mocno przywiązani do kultury polskiej i tradycji katolickiej. Pleszanie kultywują wiarę w jednego Boga, ale jednocześnie żyją w zgodzie z innymi nacjami wyznającymi inne religie. Wokół mieszkają Rumuni, Ukraińcy, Niemcy, Cyganie, Lipowanie(czyli rosyjscy staroobrzędowcy) a w kilku miejscach Żydzi (np. w Czerniowcach jest jedno z największych skupisk żydowskich na Ukrainie ok. 1200 os.) Taka różnorodność jest fenomenem na skalę europejską. Nic dziwnego, że Księstwo Bukowiny stanowiło niegdyś prawzór Unii Europejskiej. J.D. – Czy doszedłeś do tego, skąd się wzięli Polacy na tamtych terenach? A.P. – Ogólnie rzecz biorąc u schyłku średniowiecza tereny dzisiejszej Bukowiny nazywano Kresami Rzeczypospolitej, lub Kresami Jagiellońskimi. Polacy pojawiali się tam już za czasów Kazimierza Wielkiego. Jednak do głównej ekspansji naszych rodaków dochodziło w okresie panowania Austrii, czyli od 1775 roku. Polacy przybywali tam wówczas z Bochni i Wieliczki a także z terenów pogranicza, czyli Śląska Cieszyńskiego i Czadcy. Dziś mówi się niekiedy, że byli to górale słowaccy. Co do tego są jednak spory, bowiem ludność chłopska w owym czasie przez bardzo długi okres nie identyfikowała się z narodem, określając siebie, jako „tutejsi”. J.D. – Ale niewątpliwie są to Polscy, bo do dzisiaj mówią po polsku, kultywują kulturę polską, tradycję katolicką i dzieci wychowują w duchu polskich wartości. A.P. – Zgadza się. Ludność polskojęzyczna została sprowadzona na Bukowinę przez Niemców i rząd austriacki w celu m.in. wydobywania soli w solankach we wsiach Kaczyka, Plesza i innych. J.D. – Nie chcemy brnąć w arkany stricte historyczne, bo tego dowiemy się z książki. Spróbujmy rozbudzić ciekawość- jak doszło do podróży? Jechałeś pociągiem, autobusem? A.P. – Do Przemyśla jechałem na rowerze i z Przemyśla do Czerniowiec na Ukrainie dostałem się autobusem. Stamtąd całą Bukowinę poznawałem już tylko na dwóch kółkach. J.D. – Druga sprawa, jak rozumiem była to podróż samotna? A.P. – Tak, z sakwami z pełnym obciążeniem i namiotem. Każdy dzień spędzony podczas podróży był inny. Każdy był spontaniczny i nie myślałem nad tym gdzie będę spał. To wychodziło samo. Bukowina stawała się z każdym dniem miejscem mojego przeznaczenia. W czasie podróży spotykałem niezwykłych ludzi, którzy byli mi przeznaczeni i służyli pomocą. Wszystko, czego doświadczałem zataczało krąg aż wreszcie „stopiło się” w logiczną całość i powstała książka. J.D. – Czy pomysł napisania książki zrodził się przed, czy może po odbytej podróży? A.P. – Zamysł pojawił się w trakcie drogi. Podczas swojej przygody prowadziłem dziennik. A z racji, że spotykało mnie coraz więcej niesamowitych rzeczy i sytuacji to postanowiłem to pogłębić i przelać na papier, aby przekazać innym. Chciałem pokazać, że warto wyznaczać sobie cele, mierzyć się z samym sobą i własnymi ograniczeniami. Głównym wątkiem książki jest poznawanie „Innych”, ale przez to także samego siebie. Skupiłem się, zatem nad zagadnieniem poszukiwania własnej tożsamości i próbie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania: co oznacza bycie Polakiem? Jaka jest kondycja naszej tożsamości narodowej i w jakim kierunku (po)dążymy? Stąd moja książka jest skierowana do wszystkich Polaków. Poruszam w niej zawiłości historyczne i odtwarzam pamięć o rodakach żyjących od wieków na obczyźnie. Co ciekawe Oni o nas pamiętają, ale my o nich już niekoniecznie. Dodam, że w tak rozległych poszukiwaniach nie mogłem pominąć próby odpowiedzi na pytanie: skąd jestem? Dlatego w książce naszkicowałem obraz sytuacji, jaka ma miejsce w Jedliczu, który siłą rzeczy nie jest pełny a co za tym idzie obiektywny. Jednak z pewnością jest alarmujący i pobudza do refleksji nad potrzebą i koniecznością zmian. J.D. – Czy znalazłeś definitywną odpowiedź na pytanie, czym jest polska tożsamość narodowa? A.P. – Definitywnej odpowiedzi nie ma. Tym bardziej, że szczególnie w tego rodzaju dynamicznej materii pojawiają się problemy ideologiczne. Istota rzeczy gubi się w rozmaitych ideologiach, które rozpraszają a nie scalają naszą narodową tożsamość. Wykorzystywaną do gierek i przepychanek politycznych, a nie do budowania społeczeństwa obywatelskiego, które powinno odpowiadać samo za siebie i być świadome tego, czym jest i jakie chce być. Niestety od wielu wieków Polacy mają problem z wyborem światłych polityków. Stąd jedynym wyjściem z tej permanentnej matni ideologicznej, która gdzieś nas wszystkich wciąga, jest moim zdaniem wszechstronna edukacja. Czyli świadome i całożyciowe wychowywanie wszystkich pokoleń a szczególnie nieoduczonych i często prymitywnie zachowujących się polityków. Dodam, że na Bukowinie również są widoczne problemy polityczne i ideologiczne. Tamtejszą sytuację komplikuje fakt, że kraina ta stanowi tygiel kulturowy. Ponadto od momentu zakończenia II wojny światowej Bukowina dzieli się na północną i południową. Północna część Bukowiny przynależy do Ukrainy, natomiast południowa do Rumunii. W książce bardziej skupiam się na południowej, czyli rumuńskiej części, której „stolicą” jest miasto Suczawa. I niestety do dziś pulsuje tam „stalowe serce” komunizmu. A przecież od „dzikiego” rozstrzelania pary dyktatorskiej Nicolae i Eleny Ceaușescu niebawem minie 30 lat. J.D. – Odbiegając od spraw politycznych. Z tego, co pamiętam można tam było sobie przypominać te momenty, które były u nas 30 lat temu. Na Bukowinie można się spotkać z niesamowitą gościnnością. Dzisiaj u nas już raczej tego nie ma. Ponadto występuje tam wspaniała drewniana architektura. A.P. – W Polskich wioskach nadal można spotkać taką architekturę drewnianą i panuje taki zwyczaj, że jeśli sąsiadowi spłonie dom, to wszyscy mieszkańcy biorą swoje narzędzia i idą go odbudowywać. Niesamowite wrażenie robi tamtejsza mentalność – poczucie bycia współzależnym od drugiego człowieka i bycia w porządku, szanowanie bliźniego oraz siebie – tak jak przykazał Bóg. Ten duchowy wymiar można odczuć na Bukowinie w sposób niepowtarzalny. I w zasadzie książka mówi także o mojej własnej wewnętrznej przemianie. O przemianie duchowej, która cały czas się dokonuje. Jestem przekonany, że poznawanie Bukowiny pozwala umacniać wiarę w Boga i namacalnie doświadczać Jego obecności i działalności Opatrzności, która objawia się w spotkaniach z ludźmi oraz w niezwykłych zbiegach okoliczności. J.D. – Jednak, czy nie można rzec, że podczas tej podróży byłeś niczym zapałeczka rzucona w ocean i dryfowałeś. A.P – Cóż istotnie, zastanawiałem się, czy jestem sam wobec ogromu tego świata, czy może jednak jestem „dzieckiem” tego wszechświata, o czym wspominam we wstępie do książki. Jednak opisana przeze mnie podróż stanowi dowód na to, że na pewno nie jestem bękartem tego wszechświata. J.D. – Tym końcowym wnioskiem, kończymy nasz wywiad i zachęcamy do zapoznania się z lekturą. Można ją nabyć na stronie internetowej jak również na spotkaniu autorskim, które odbędzie się w GOK-u 7 grudnia o godz. 18 oraz 4 listopada o godz 19.00 w Starej Kuźni na Borku, na które serdecznie zapraszamy. Przepytywał J.D.